wtorek, kwietnia 1

Nowe - Duże Wiosło - Gniew - Tczew

Brak komentarzy:
 


W ostatni weekend marca wybrałem się na trasę z Warlubia do Gdańska.
Celem było sprawdzenie czy wyznaczony już został szlak Wiślanej Trasy Rowerowej. 

Postanowiłem, że swoją podróż zacznę w Warlubiu ze względu na brak czasu i formy na przejechanie całej trasy. Sił starczyło jednak tylko na dojechanie do Tczewa, a i tak ostatni odcinek między Gniewem, a Tczewem pokonałem krajową jedynką (obecnie 91).

Pogoda niestety od rana była bardzo mglista i dopiero przed Gniewem wyszło słońce. Na szczęście nie padało i całkiem miło się pedałowało.


Na Wiślaną Trasę Rowerową natrafiłem dopiero w miasteczku Nowe. Podejrzewam, że WTR przebiega też przez Wielki Komorsk, ale nie dostrzegłem nigdzie znaków.

Nowe jest jednym z miast leżących na trasie zamków krzyżackich. Dojedziemy tam od strony Wisły. Czeka nas tam typowy dla doliny rzeki podjazd. Już z dołu widać zabytki miejscowości. Najpierw kościół, a później zamek, który zupełnie nie wywarł na mnie wrażenia i pewnie dlatego nigdy wcześniej o nim nie słyszałem. Po drodze, jeszcze przed podjazdem miniemy starą przepompownię wody. 

Jeszcze na podjeździe znajduje się bardzo ciekawa kapliczka. Poświęcona jest św. Wojciechowi, patronowi rybaków. Jeszcze nie spotkałem się z taką dedykacją i bardzo mnie zaintrygowała.










W dużej mierze WTR pokrywa się z czarnym szlakiem Doliny Dolnej Wisły. Ze względu na skąpe oznaczenie tej ogólnopolskiej trasy warto kierować się właśnie znakami czarnego szlaku. Jest jednak wyjątek. Wyjeżdżając z Nowego czarny szlak wiedzie na zachód. Chcąc jechać tylko WTR trzeba skierować się na północ jadąc drogą krajową 91 (przejeżdżamy koło biedronki ścieżką rowerową). Po zakończeniu ścieżki pojawia się szerokie pobocze i szybko dotrzemy nim do polnej drogi w którą skręca szlak. Skręcamy z krajówki koło kapliczki ze zdjęcia poniżej. Kończy się tutaj asfalt i zaczynają się słabe polne drogi. Jeszcze zanim wyjedziemy na dobre z Nowego miniemy po prawej stary pałac. Warto się zatrzymać bo jest bardzo ciekawy (zdjęcie poniżej).




Po drodze miniemy piękną starą wierzbę, wyrośniętą do monstrualnych rozmiarów.
Prze niej też skręcimy w stronę Kozielca (kolejnego po tym podbydgoskim).





Przy wjeździe do Kozielca znalazłem taki pomnik wykuty w kamieniu.
Napis na nim głosi:

"Darz Bór
Hubertus 87
1946-2006
Nowe
Członkowie Koła"

Darz bór jest tradycyjnym myśliwskim pozdrowieniem. 



Po wyjechaniu z Kozielca ostatecznie kończy się asfalt i Wiślana Trasa Rowerowa.
Musimy od tego miejsca zdać się na czarny szlak rowerowy i pamiętać o tym, że nie zawsze pokrywa się on z czarnym pieszym. Im głębiej jechałem w las tym gorsze miałem nastawienie do tej trasy. Wynikało to głównie z tego, że zależało mi na dojechaniu do Gdańska tego samego dnia. Jednak moja prędkość wynosiła około 10-15 km/h co było stanowczo za mało, żeby pokonać około 140 km jakie orientacyjnie ustaliłem.


Po dłuższej przeprawie przez las dotarłem do rezerwatu Wiosło Duże. 
Zanim jednak tam dojechałem prawie się zgubiłem. Droga będzie zakręcać w lewo i przed samym rezerwatem jest błędne oznaczenie sugerujące jazdę w lewo. Ja pojechałem na wprost i dzięki temu trafiłem do rezerwatu. Można się tam zatrzymać podziwiając widok z wysokiej skarpy na Wisłę. Stamtąd widać już właściwe oznaczenie szlaku. Droga wiedzie przez zapomnianą przez świat wioskę Duże Wiosło. Piszę zapomnianą, bo nie dosyć, że prowadzi tam jedynie kiepska leśna droga, to jeszcze domki wyglądają jakby były letniskowymi siedzibami przeniesionymi z czasów PRL-u. Jedyne życie jakie tam zaobserwowałem objawiło się w postaci złaknionego pieszczot kremowego goldena.
Przez wioskę trzeba przejechać główną drogą i kierować się na zachód. Tam znajdziemy oznaczenia szlaku.




Po takich drogach ja te ze zdjęć powyżej miałem szczerze dość czarnego szlaku. Miałem łyse szosowe opony i średnio mi się jechało. Często koło boksowało w miejscu szukając przyczepności. Uciekłem więc przez Półwieś na krajową 91 w miejscowości Ostrowite. 
Warto tutaj zobaczyć stary młyn i zajrzeć do sklepu przy drodze.


Błędem jednak okazało się opuszczenie szlaku. Pewnie musiałbym się jeszcze przemęczyć jadąc tymi polnymi mokrymi po długich deszczach drogami, ale zaoszczędziłbym km. Chociaż kto wie, bo szosą i tak szybciej przejechałem te dodatkowe 10 km.

Dojechałem do miejscowości Stary Młyn i skręciłem w piękną, pachnącą nowym asfaltem, wolną od ruchu drogowego szosę wiodącą do miejscowości Opalenie. Tutaj też dobiegał czarny szlak. Nie było jednak szczególnie żal bo po drodze wstąpiłem do rezerwatu Opalenie Górne.



W Opaleniu wróciłem na czarny szlak i dotarłem nim do wioski Jaźwiska. Znalazłem tutaj zadbany cmentarz. Wydaje mi się, że jest on pamiątką po osadnictwie olęderskim. Sugerują tak nazwiska na grobach i daty na krzyżach. Spodobało mi się, że mieszkańcy wioski pielęgnują pamięć bo byłych osadnikach pielęgnując cmentarz.






W tej samej miejscowości natknąłem się jeszcze na starą Nyskę.
Potwierdziło się też stare porzekadło, że wszystkie drogi prowadzą do Rzymu.







Teraz muszę Was przestrzec. Jeśli nie chcecie skończyć z takim kołem jak poniżej to trzymajcie się asfaltu. Nie zbaczajcie z niego bo inaczej będziecie przeklinać na czym świat stoi. Mi się wydawało, że szlak wiedzie dołem zbocza, wzdłuż pola. Niestety był to szlak pieszy, a nie rowerowy. Cała droga była z gliny. Cały poprzedni tydzień padało i już po chwili musiałem pchać rower bo koło totalnie się zablokowało. Pokonanie tych kilku kilometrów zajęło mi ponad godzinę. Zresztą spójrzecie na zdjęcie.



Kiedy wreszcie uwolniłem się z tej błotnistej drogi minąłem kapliczkę poświęconą Księdzu Senatorowi Alfonsowi Shulze. Zainteresowała mnie o tyle, że nie wiedziałem iż księża mogli zostać Senatorami w II RP. 


Od tego miejsca trzymałem się już asfaltu i kiedy szlak skręcił z powrotem w stronę Wisły ja się nie dałem i pomknąłem dalej normalną drogą. Przez chwilę jechałem krajową 91, żeby dotrzeć do Gniewu. Tutaj wybrałem się zjeść coś pod zamkiem. Robiło się późno, słońce chyliło się ku zachodowi i jasne było już, że nie dotrę do Gdańska. Podjąłem więc decyzję, że ruszam krajówką do Tczewa gdzie zamierzałem wsiąść do pociągu.

Sam Gniew to zdecydowanie bardzo ważny przystanek na trasie przyszłej WTR. Piękny widok jaki się roztacza ze zbocza zamkowego wynagradza wszelki wysiłek trasy.




Przed wjazdem do Gniewa popełniłem małe przestępstwo. Rower był tak brudny od gliny, że ledwo się toczył. Musiałem więc poświęcić 7 zł na kerszera, ale nie było innej opcji. 



Nie jestem tego pewien, ale chyba lepszą trasą do Tczewa jest zielony szlak rowerowy. Ja nie wiedziałem wtedy którędy wiedzie, a nie miałem ze sobą mapy. Wybrałem się więc drogą nr. 91. Pobocze jest tam szerokie i można jechać w miarę komfortowo (o ile nie przeszkadza nam huk TIRów).

Okropnie wiało tego dnia i ledwo dowlokłem się do Tczewa. Zwiedzaniem starego mostu skończyła się moja podróż wzdłuż Wisły. 

Szkoda, że WTR wciąż nie jest gotowe. Ciekawi mnie, czy stan ten zmieni się przed wakacjami. Może znalazłbym wtedy czas na kompletną wyprawę lewym i prawym brzegiem od źródeł do ujścia i z powrotem.











Brak komentarzy:

 
© 2012. Design by Main-Blogger - Blogger Template and Blogging Stuff